Bez tytułu
Komentarze: 1
Zza lustra
Czuła się jak mgiełka. Trywialna kropelka deszczu unosząca się pośród miliardów takich kropeczek. I była już zmęczona tym wiecznym wiszeniem w powietrzu. Z jednej strony jakaś trąba dmała, że jest jedyna i niepowtarzalna. A z drugiej przecież otaczały ją tłumy, spośród których nie znalazła ani jednego różniącego się od niej obłoczka wody.
Przyszło jej do głowy, że ludzie doszli już tak daleko. Było wiele skrzyżowań i wiele dróg. Przez każdą z nich wciąż przetaczają się tłumy. Tylko od czasów średniowiecza, ścieżek namnożyło się tyle, że już nie ma na nich korków. Są bezbożne, rozpustne, niewierne, cudotwórcze, jakie tylko chcemy.. Ludzie pozwalają sobie na coraz więcej, widzą więcej. Można zrezygnować z Boga, miłości, celu w życiu, można odebrać sobie życie. Ale czy ktoś wpadł na to, że nas może wcale nie być? Zupełnie jak Boga. Albo możemy być częścią jakiegoś większego ustroju czy organizmu. Takiego, który nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jesteśmy i bez nas nie mógby funkcjonować. Albo gra lub koszmar ze sterowaniem odgórnym. Zastanawiała się czemu ludzie nie dopuszczają do siebie myśli, że mogą tak zwyczajnie nie istnieć. Wzrok, dotyk to nie wszystko. Zmysły potrafią świetnie mylić.
Zmęczenie przytuliło ją do poduszki i zasnęła. Lubiła swoje sny o krowach i lasach, pozwalały jej wstać z uśmiechem na twarzy.
Dodaj komentarz