Nie mogłam znaleźć tej kości na barku, o którą się zwykle zapieram, zasypiając na czyimś ramieniu. Oprócz tego ma gładkie usta i dziwnie zawinięte fałdy skóry pod nosem. Jest niechlujny. Tylko zapach ma taki... odpowiedni. Nie odnajduje się w tej rzeczywistości. Stworzył swoją. Czasami pozwala mi jej dotknąć. Wtedy piasek zaczyna chrzęścić w jego systemie. Jestem mu wdzięczna.
'Trzymasz moją rękę, puść'. 'Już, jeszcze tylko chwilka'. Siedzieliśmy na krawężniku, nie piliśmy piwa, udawaliśmy normalnych i było niefajnie. Kwestia przezwyczajenia. Czasami mi się śni, wtedy rozmawiam z nim. A jak już przyjdzie milczymy oboje. Wpatrzeni w krawężniki, lub w wielką spadającą kulę słońca. Nie lubię go. Tylko spotkania; niestandartowe, podniecające i trzymające napięcie. Podoba mi się to, że nie muszę się pilnować kiedy jestem z nim. Cała rozmowa zwykle opiera się na gestach.