Monotypia n`1
Stał w kręgu znajomych zajęty rozmową, rzadko podnosił wzrok. Ograniczał się do patrzenia w dół, na buty. Wciąż te same; zamszowo-brązowe, brudne, ulubione. I choć pokój był pełny, tyle twarzy i tyle dziwnych przedmiotów, to on wciąż wracał do starych znajomych butów. Ale mówiąc do przyjaciół, patrzył na Nią. Stała obok lampy. Miała delikatnie skrecone włosy, latające gdzieś za nią, zupełnie jakby żyły włanym życiem. Rzucała spojrzenia brązowymi oczami, ukrywającymi szaleństwo i trwogę, zwykłymi, ale dziwnie mądrymi. Okrągła twarz przysłonięta zielonym szalem i normalne szare jeansy. Śmiała się, rozmawiając z duchami. Półcień lampy podkreślał jej kontur ciała.
Był zawstydzony jej widokiem. Wynurzała się z czerwonych kłębów dymu tytoniowego i patrzyła mu prosto w oczy, płosząc go. Wkurzało go to, że coraz częściej ją widuje. Pojawiała się w najmniej oczekiwanyh momentach, zabijając spokój i podniecając do granic. Wszystko zaczęło się miesiąc temu, gdy zobaczył ją tańczącą w rytm muzyki. Miło się na Nią patrzyło. Później spotakał ją na szkonym korytarzu, szarą i nieidealną. Wtedy korytarz był pusty, a ona, nie widząc go, biegła gdzieś przed siebie. Kobieta w ruchu to co innego niż statyczna postać. Zaczął unikać jej i usilnie szukać, zgubił się... a później już sama pojawiała się w głowie, na imprezach, przy śniadaniu, w rozmowach i wzrok coraz częściej spadał na buty, jedyną pewną i stałą rzecz. Teraz uwolnił się od Niej, chwilowo. Jednak zbyt często pustoszyła jego myśli tak jak teraz. Nie wiedział, o czym mówili i czemu patrzą na niego wyczekującym wzrokiem.