Serha pomyślało, że sąsiad sypie mu pod nogi piaskowe słowa.
Zrozumiało ich nietrwałość; nie warto budować z nich ścian i zagrzewać ognia w kominku. Serha już wie, że nie warto czekać, bo nim Dziadek Mróz wymaluje paprocie w oknach, rozkruszą się takie słowa.
Z ust sąsiada płynie cynamonowy zapach gumy do żucia. Dyskretnie zataja wszystkie kłamstwa utopione w oparach gumy. Sąsiad zamiast słów puszcza motyle z ust w stronę Serhy. Ale Serha widząc ich piękno zrozumiało, że są fałszywe. Anonimowe chansons de geste. Tego się nie robi Serhe. Bo nic na pewno to nic naprawdę. Słowa podszyte strachem. Słowa z polisą na życie. Słowa biegające z ciętą różą w ustach. To wciąż te same słowa. Sąsiada. Do Serhy. Serha wmyśliło, że łączy je tylko ucieczka przed odpowiedzialnością. Piaskowe słowa mogą być anonimowe, więc niczyje. I nikogo nie można za nie winić. Lekkie i zwiewne kłamstwa. Śliczna gra. Serha poczuło że, to tylko zabawa samym nim. Ale sąsiada mało bawi ta zabawa. Bo Serha wie, że do życia potrzebuje tabletek, a do snu proszków nasennych. Serha nie próbowało zrozumieć zabawy, bo Serhe wcale ona nie przeszkadza. Za to lubi łapać czarne motyle z ust sąsiada. I jest całkowicie zadowolone, gdy może się nimi bawić. Serha jest szczęśliwe. Serha spokojne.