Komentarze: 0
Mój dzisiejszy optymizm zabija. Pozytywnie. Zabiłam tatę, mamę, brata, babcia się ocaliła, bo jej dzisiaj nie widziałam. to się nazywa zasięg. Koło śmierci przetacza się za mną, heh. Oprócz tego pogrążyłam panią od polskiego, zdegustowałam połowę szkoły i ciągle jest mi z tym dobrze. Nie, zdacydowanie nie pasuje tu słowo egoizm. To coś więcej, tak jakby kula kręglowa leciała wprost na mrówkę. Miej więcej tak samo wyglada stosunek sił egoizmu do tego czegoś, co siedzi we mnie. I dla jasności to egoizm jest mrówką.
I po przeczytaniu Ksiągi Kapłańskiej (nie jestem pewna czy Levitique to księga kapłańska) po francusku mam poważne obawy sądzić, że bóg nie istnieje. I kompletnie nie rozumiem skąd wzieły się różnice w faktach miedzy wydaniem polskim a francuskim. Czyżby polacy lecieli na co innego niż francuzi?
A i dla jasności umysłu: mnieszam dwie istotne postacie - złą z dobrą. Kiedy zaczynam mówić o dobrej zwykle kończę na złej, no i na odwrót. Ja po prostu samoistnie zmieniam zamiary i przekierowuje myśli na tę drugą stronę. Śmiszne rzeczy z tego wychodzą. Tylko nie wiem dlaczego jeśli uznaje, że danej osobie powiem o dobrej to po kilku zdaniach zaczynam opowiadać o złej. I wychodzi misz-masz bierz, w co grasz.
Ciągle jest kolorowo. Z przyjemnoscią wspominam wypłowiałe (fauve - fauvism) kolory jesieni.